Dlaczego podatek obrotowy jest lepszy, niż dochodowy


Podatek dochodowy, to taki podatek jaki płacimy obecnie. Wszystko, co firma zarabia, to jej przychód, to, co firma wydała, żeby ten przychód uzyskać, to koszt. Różnica pomiędzy nimi to zysk. Od tego zysku firma płaci podatek – 19%. Niby wszystko proste i przejrzyste – masz zysk – dzielisz się z państwem. Problem zaczyna się, kiedy definiujesz koszty, nie wszystkie mogą być uznane przez Urząd Skarbowy za koszty uzyskania przychodu. W praktyce wygląda to tak:

  • Przedstawiasz w US rachunek zysków i strat
  • US przeprowadza kontrolę kosztów, aby się upewnić, że są to faktycznie koszty uzyskania przychodu
  • Inspektor z US ma zajęcie, bo grzebie w papierach
  • Ty masz zajęcie, bo mu te papiery dostarczasz
  • Księgowa ma zajęcie, bo musi przygotować deklarację i zakwalifikować koszty
  • Radca podatkowy ma zajęcie, bo uzasadnia dlaczego koszt może być kwalifikowany
  • Sąd ma zajęcie, bo jak US dopatrzy się nieprawidłowości to musi je rozsądzić.

Dodatkowo, im większa firma, tym więcej radców podatkowych może zatrudnić, żeby wygenerowali w firmie koszt na tyle duży, żeby zysk był w ostatecznym rachunku minimalny, albo wręcz żaden – w końcu im mniejszy zysk, tym mniejszy podatek. Prosty przykład: polska firma ma spółkę matkę za granicą. Podpisuje z nią umowę na udostępnienie znaku towarowego, choćby logo firmy, które oficjalnie należy do spółki zagranicznej. Zupełnie przypadkiem koszt wynajmu znaku towarowego wynosi niewiele mniej, niż zysk za dany rok. W rezultacie zysk i podatek wynosi 0, a pieniądze leżą na koncie w raju podatkowym. Oczywiście ten przykład jest prymitywny i nie polecam próbować go wdrażać, ale to nie znaczy, że nie jest prawdziwy. Kilkanaście lat temu Telekomunikacja Polska S.A. odpalała gruby pieniądz swojej spółce matce France Telecom za znaczek nieskończoności, który zastąpił stare logo tepsy po prywatyzacji.

Ustawodawcy mocno się starają zatykać tego typu dziury, ale nie jest to niczym więcej, niż zwykłym wyścigiem zbrojeń. Więcej przepisów podatkowych, więcej radców podatkowych starających się je ominąć. Dodatkowo dochodzi uznaniowość werdyktów – im więcej przepisów, tym więcej pretekstów dla sądu do wydania orzeczenia nieprzychylnego przedsiębiorcy. Wreszcie trzeba pamiętać, że skomplikowane przepisy podatkowe faworyzują większe firmy – tylko one mogą sobie pozwolić na sztab prawników, którzy będą się w tych przepisach orientowali.

Innym rozwiązaniem jest podatek przychodowy. W tym przypadku Urząd Skarbowy ma gdzieś ile wydałeś pieniędzy – interesuje ich tylko ile przychodu wygenerowałeś. Oczywiście ten podatek jest dużo niższy – w granicach 1,5 – 2 % ale nie uwzględnia kosztów. Dlaczego jest to lepsze rozwiązanie?

  • Podatek opieramy na jednym parametrze, więc o wiele łatwiej go wyliczyć.
  • Urząd Skarbowy nie ma czego kontrolować, bo koszty nie mają wpływu na wysokość zapłaconego podatku, mogą się zająć ciekawszymi rzeczami.
  • Jedynym sposobem uniknięcia podatku jest ukrywanie przychodu. Bardzo trudne ze względu na VAT oraz elektroniczny przepływ pieniądza, ryzyko duże, a oszczędność niewielka, biorąc pod uwagę, że mówimy o 2% podatku
  • Odpada nam uznaniowość – nie ma tutaj miejsca na interpretacje przepisów, ile sprzedaży, tyle proporcjonalnie mamy odprowadzić podatków.
  • Oszczędność pracy, bo nie mamy kontroli, nie musimy badać przepisów, przedstawiać deklaracji, sądy nie mają tego typu spraw do zbadania
  • I najważniejsze – otwiera nam się potężna grupa firm do opodatkowania – tych, które nie płacą podatku, bo mają siedzibę poza granicami Polski, ale osiągają przychody, często ogromne, na naszym terytorium. Ze względu na to, że nie miały tu siedziby nie ma mowy o opodatkowaniu ich zysków – ale przychody są jak najbardziej do obliczenia i wyegzekwowania, biorąc pod uwagę, że wszystkie niemalże transakcje odbywają się elektronicznie.

Czy to system bez wad? Na pewno istnieje kilka problemów, które mogą się pojawić przy wdrożeniu takiego podatku:

  • Firmy ponoszące straty (na przykład na początkowej fazie rozwoju) będą również obciążone podatkiem. To fakt. Jednak prawda jest taka, że te firmy, jeśli zatrudniają pracowników, to i tak ponoszą obciążenia podatkowe niezależne od ich przepływów – choćby PIT i ZUS, które wprawdzie na papierze są płacone przez pracownika, ale de facto przelewa je pracodawca.
  • Może się pojawić problem z rejestrowaniem kosztów – nawet nie chodzi o ich ukrywanie, ale raczej o to, że przedsiębiorcy nie będą mieli motywacji, żeby dotrzymywać należytej staranności przy ich rejestrowaniu. Jednak należy pamiętać o tym, że nadal pozostaje rozliczenie VAT, oraz że w firmie kasa musi się zgadzać, księgowanie jest nie tylko potrzebne Urzędowi Skarbowemu, ale również przedsiębiorcy.
  • Wreszcie najważniejszy zarzut – jeśli każda firma będzie płaciła podatek obrotowy, to będzie on narastał, w miarę jak kolejne firmy z łańcuch produkcji i dystrybucji będą musiały go odprowadzić. Ostatecznie ten koszt zostanie przerzucony na konsumenta. Trzeba jednak brać pod uwagę (dość oczywisty) fakt, że firmy są tworzone i rozwijane dla zysku – każda działalność zakłada marżę, która ma nam zostać w ręku, jak już rozliczymy wszystkie koszty – ta marża również powiększa cenę produktu lub usługi na każdym etapie wspomnianego łańcucha – żadna firma nie zakłada, że wyjdzie na zero. Zatem wyobraźmy sobie taką sytuację: sprzedaję produkt za 100 PLN. Moja marża to 30%, 70 PLN wydaję na zakup produktu, 20 PLN to koszty sprzedaży (magazyn, sklep, pracownicy) i zostaje mi 10 PLN – mój zysk. Od niego muszę odprowadzić 1,9 PLN podatku dochodowego. Albo w przypadku podatku od przychodu płacę 2% od obrotu, czyli 100 PLN, czyli 2 PLN. Więc z punktu widzenia zdrowo działającej firmy różnicy nie ma żadnej.

Na koniec pamiętajmy o jednym. Wszystko powinno być tak proste, jak to możliwe. Ale nie prostsze.