Piaskownica II – Humaniści kontratakują


No i doczekaliśmy się sequela niedawnego hitu pod tytułem „Stracone pokolenie”. Tym razem sponiewierani humaniści chwycili grabki w dłoń i ruszyli do walki o swoje dobre imię. Akcja „Humaniści kontratakują” ma na celu uzmysłowienie szerokim masom, że na rynku pracy jest miejsce nie tylko dla absolwentów kierunków ścisłych i przekonanie młodych ludzi, żeby nie wybierali politechnik wbrew swoim zainteresowaniom. Rozumiem frustrację humanistów, bo nie raz zauważyłem, że stereotyp „bezużytecznego absolwenta” przylgnął do nich od dawna, ale żeby się bronić, wybrali najgorszą drogę z możliwych – kontrę.

Forsowanie wyższości jednego z obszarów nauki lub choćby argumentowanie zasadności wyboru takiego, a nie innego kierunku studiów tylko pogłębia sztuczny podział między dwiema grupami, zupełnie jakby miały o co ze sobą walczyć. Czytając tę polemikę, można odnieść wrażenie, że obie strony konkurują na tym samym polu na rynku pracy, że istnieje sytuacja w której humanista mógłby zabierać pracę ścisłowcowi i odwrotnie. Nie wiem czemu ma służyć udowadnianie sobie i innym, że mój profil zawodowy / wykształcenia jest lepszy, bardziej prestiżowy, bardziej pożyteczny niż profil kogoś innego. Przecież to, co świadczy o mojej wartości, to mój poziom kompetencji w dziedzinie, którą wybrałem. Czy tak trudno to zrozumieć? Jeszcze tych kilku oszołomów z komentarzy, to jeszcze zrozumiem, ale artykułów nie pisali ludzie przypadkowi.

Dlaczego się na to zżymam? Bo koszt tych przepychanek w piaskownicy mogą znowu ponieść najmłodsi. Zamiast powtarzać im, że najważniejsze to wybrać drogę kształcenia zgodną ze swoimi zainteresowaniami i aspiracjami (i w tym obszarze być jak najlepszym), podsuwa im się „rzeczowe” argumenty nakłaniające ich do oportunizmu. Że po informatyce praca jest gwarantowana, że kierunki humanistyczne są mniej uczęszczane, więc rynek pracy będzie bardziej chłonny, że kierunki społeczne to najlepsza droga do awansu na stanowisko managera, itd. Ta postawa niczym się nie różni od tej jaką nam wciskano kilka lat temu, że dyplom jest jedyną gwarancją zatrudnienia. A potem „oszukane pokolenie” załamuje ręce, bo dyplom jest, pracy nie ma.

Na koniec, zauważyłem ważną rzecz w postawie piszących zarówno artykuły, jak i komentarze pod nimi. Obie strony skupiają się na uzasadnianiu swojej wyższości i nikt, lub prawie nikt, nie mówi o współpracy. Podział zadań jest podstawowym elementem funkcjonowania jakiegokolwiek zespołu, przedsiębiorstwa w szczególności. Ale skąd o tym mogą wiedzieć ludzie zajęci wychwalaniem swoich wyborów życiowych? Za kilka lat chciałbym stworzyć prywatną szkołę wyższą, kierującą się własnymi zasadami. Jedną z nich będzie wymóg, że każda praca zaliczeniowa (jedna na rok) musi być realizowana w ramach zespołu, nigdy samodzielnie. Co więcej, w zespole będą musieli znaleźć się studenci różnych kierunków. Może to pomoże ludziom zrozumieć siłę współpracy interdyscyplinarnej i docenić kompetencje inne, niż własne.