Permanentna rewolucja


Uniwersytet Technologiczny w Eindhoven uznał, że za mało jest kobiet w nauce. W związku z tym, DLA RÓWNOWAGI w proporcjach między kobietami i mężczyznami, postanowili zatrudniać wyłącznie kobiety i przyznawać im dodatkowe fundusze na badania. Czyli nie mówimy już o obowiązkowych parytetach, mówimy o odcięciu od stanowisk połowy kandydatów ze względu na płeć. Nie ma innego słowa na określenie tego, co tu się odbyło jak dyskryminacja.

W przypadku ruchów postępowych, mających najczęściej źródło w XVIII i XIX wieku, mamy do czynienia z pewną niepokojącą prawidłowością. Idee społeczne takie jak feminizm, socjalizm, prawa pracowników, czy wolność jednostki już dawno zwyciężyły. Kiedy spojrzymy na ewolucję społeczeństwa na przestrzeni choćby ostatnich 100 lat, to zauważymy, że ruchy postępowe odniosły sukces na każdej z tych płaszczyzn. Kobiety mają prawa takie same jak mężczyźni (a 100 lat temu nie miały), państwo wzięło na siebie rolę opiekuna obywateli, szczególnie tych słabszych, kodeks pracy reguluje rynek na korzyść pracownika, mamy wolność słowa, nikt nie może nas (w świetle prawa) zniewolić, przywiązać do ziemi i pana, czy skolonizować. Stało się, wygraliśmy. Jednak w chwili zwycięstwa pojawia się problem – nie ma już o co walczyć. Mijają lata, pojawiają się nowe pokolenia ludzi, którzy chcą zmieniać świat, ale okazuje się, że nie ma już przeciwnika. I w takim momencie pojawia się pokusa, żeby go sobie stworzyć. Jeśli nie można walczyć o prawa kobiet, bo już je mają, to walczmy o przywileje. Powód się zawsze znajdzie – jest nim nierówność. Nierówności są zawsze, tak skonstruowany jest świat, więc zawsze będzie z czym walczyć. Tyle, że ta walka staje się coraz bardziej bez sensu, przestajemy być jasną stroną mocy, a powoli stajemy się dziwakami w najlepszym wypadku, w najgorszym – szkodnikami, którzy burzą zdobycze poprzednich pokoleń, walczących w imię tej samej idei.

W pierwszej połowie XX wieku, feministki walczyły o to, by płeć nie decydowała o tym, czy mi coś wolno, czy nie wolno, żeby każdy człowiek miał prawo do podjęcia pracy, startowania w wyborach, głosowania. Uczenia się na uniwersytecie. Gdzie stałyby dzisiaj? Te idee, które głosiły, dziś umiejscowiłyby je w szeregach tej znienawidzonej konserwy. Rewolucja zjadła po raz kolejny własne dzieci. I idzie dalej.