Towarzysz Ryszard P.


Mało który polityk działa mi tak na nerwy jak Ryszard Petru, pewnie dlatego tak uważnie go obserwuję, bo to i mam się z kogo pośmiać i na kogo pozłościć – dwie ulubione rozrywki moje i moich rodaków. Przedwczoraj Petru popełnił tweeta, który szczególnie przypadł mi do gustu.

 

 

 

Ten tweet jest dowodem, że w walce z ideologicznymi wrogami, liberał gotów zawędrować nawet do świata socjalizmu, byle się wyróżnić. Tak rozumiem pomysł, żeby zabrać najbogatszym i rozdać potrzebującym (znaczy tym, których aktualnie popieramy). Jako że Petru jest ekonomistą, a ja prostym chłopakiem ze wsi, to aż głupio mi go pouczać, ale chyba muszę.

Przede wszystkim kryterium dochodowe to nie oszczędność. Budżet Państwa to pieniądze wszystkich Polaków, zebrane z kieszeni Polaków i wydawane na potrzeby Polaków. Jeśli weźmiemy pod uwagę 38 milionów naszych rodaków, to znajdą się tam zarówno nauczyciele, jak i rodzice dzieci zarabiający lepiej niż większość społeczeństwa. Zatem wprowadzenie kryterium dochodowego to nie jest oszczędność, tylko przesunięcie pewnej kwoty z jednej kieszeni do drugiej. Jak mam do wydania w miesiącu 1000 złotych i postanowię wydać 20 złotych na bilet do kina zamiast na czteropak piwa, TO NIE ZAOSZCZĘDZIŁEM 20 ZŁOTYCH, tylko wydałem je na coś innego. Prosty chłopak ze wsi to rozumie, bankowiec najwyraźniej nie.

Gdyby Petru chciał coś zaoszczędzić, to napisałby, że wygospodarowane 5 mld złotych trzeba przeznaczyć na wykup obligacji Skarbu Państwa – to jedyny sposób, żeby, poprzez obniżenie zadłużenia, poprawić sytuację finansową – bo o oszczędnościach sensu stricto nie może być mowy. To tak (trzymam się paraleli, a nuż Ryszard zrozumie) jakbym zamiast wydać 20 złotych na czteropak zaniósł je do Providenta, żeby być im winien choć trochę mniej. Ale na taką postawę w przypadku polityków nie ma co liczyć, bo jak polityk oszczędzi, to polityk nie da. Jak polityk nie da, to polityk nie kupi. Lojalności wyborców. Dlatego nikt nie umieszcza na sztandarach obniżenia zadłużenia Polski (chociaż każdy chętnie wypomina zwiększenie zadłużenia przeciwnikom politycznym), bo wyborców oszczędności mało obchodzą. I tak w narodzie powszechne jest przekonanie, że „to wszystko w końcu kiedyś pierdolnie” (jestem ze wsi, więc mogę od czasu do czasu używać takich określeń), więc lepiej mieć coś dzisiaj, bo lepszych czasów możemy nie doczekać.

Ktoś mógłby zapytać – co to komu szkodzi, jak się rozda pieniądze trochę inaczej? Ano szkodzi – nam wszystkim. Bo dzisiaj przyznanie 500+ jest stosunkowo proste. Wystarczy spojrzeć w kołyskę – berbeć jest – znaczy 500+ się należy. Berbecia nie ma – nie należy się. Trudno mi wyobrazić sobie konstrukcję logiczno-formalną, która pozwalałaby na sfałszowanie faktu posiadania berbecia. Natomiast jeśli wprowadzimy kryterium dochodowe, sprawa nam się trochę skomplikuje. Bo rodzic musi przygotować wniosek, zaświadczenia o dochodach, policzyć, czy mu się należy, czy nie, musi złożyć sprawozdanie co roku, czy trochę lepsza sytuacja finansowa nie wyklucza go z grona uprawnionych – to wszystko kosztuje czas, który można spożytkować lepiej – jak nie na pracy, to chociaż na układaniu klocków z obiektem całej awantury. Potem oczywiście jakiś urzędnik musi tę makulaturę odebrać, przejrzeć, skonfrontować ze stanem faktycznym i zaakceptować. Etaty urzędnicze w liberalnym państwie Ryszarda będą się sypać jak manna z nieba. Do tego może się okazać, że do progu brakuje nam przysłowiowych 100 złotych, wtedy głowa rodziny (albo jej szyja) uda się do pracodawcy, żeby wykombinować jakieś 7/8 etatu (a reszta pod stołem), żeby hajs się zgadzał. Generalnie, kolejny powód (poza wysokimi kosztami pracy), żeby przenosić nasza pracę do szarej strefy. Więc ta oszczędność, to tak naprawdę wydatek, bo ktoś musi nowej armii urzędników zapłacić. Z tym że dla polityka to kolejni wyborcy, którzy zagłosują za tym, kto tę głupotę wymyślił, bo bez niej nie mieliby pracy (de facto mieliby, tylko bardziej pożyteczną). Więc surprise, surprise – politykowi się to opłaca.

Więc wszelkie znaki na niebie i Twitterze wskazują, że Petru jest socjalistą. Postuluje zwiększenie armii urzędników, skomplikowanie prawa i rozdanie tych samych pieniędzy komuś innemu. Prawda jest smutniejsza – Petru nie jest socjalistą, jest przeciwnikiem. Chorobą polskiej polityki jest potrzeba bycia przeciwnym. Scena polityczna się spolaryzowała, okopała na swoich pozycjach i rzuca w siebie gównem (znowu, chłopak ze wsi, wolno mi), i nie patrzy już na idee, tylko na wrogów. Co oni powiedzą, żeby zdążyć powiedzieć coś przeciwnego, zanim kolejne fale głupich (ale wyrazistych) pomysłów ich przekrzyczą. Nawet taki mąż stanu, jak Ryszard, nie umknął temu szaleństwu.

Wspomniałem wyżej o tym, że jak polityk nie da, to nie kupi wyborców. Pytanie – jak nie dać, a jednocześnie kupić (jako przedsiębiorcy, jest to bardzo mi bliska filozofia)? Pierwsza myśl, to prostu zabrać mniej. Jednak praktyka pokazuje, że tacy co chcą zabierać mniej, nie przekraczają progu wyborczego i zakładają kolejne partie, żeby poczuć powiew świeżości na swojej 77-letniej twarzy. Drugim rozwiązaniem jest zabierać mądrzej. Nie budując konstrukcji, które same z siebie generują koszty, nawet jeśli trochę bardziej niesprawiedliwe, to na pewno skuteczniejsze. Wtedy znajdą się pieniądze zarówno na redystrybucję, jak wygenerowanie (tym razem prawdziwych) oszczędności. I to właśnie obecnie proponuje prof. Gwiazdowski. Bo jeśli będziemy uczynimy dystrybucję budżetu tak prostą jak to możliwe (byle nie prostszą), to więcej pieniędzy w ręku zostanie, żeby sobie kogoś dokupić (wyborcę na przykład).


  1. KA
    kw. 23, 2019 @ 12:44:59

    Nie jestem fanem Pana Petru, nie jestem fanem nawet 500+ i chociaż z wieloma punktami nie sposób się nie zgodzić, to:

    1. „czepiasz się” ograniczonej wypowiedzi (twitter) i jednego słowa „oszczędzać”, co sprawia, że tekst trąci tą samą chorobą, o której w nim piszesz, czyli : „Chorobą polskiej polityki jest potrzeba bycia przeciwnym”.

    2. Program 500+ jest już kosztowny i wymaga specjalnej obsługi (Nie polega na tym, że „jest berbeć i się należy”. Papierologia jest już z tym związana) i dodanie do niego kryterium dochodowego nie musiałoby być tak kosztowne, jeśli w ogóle. Tak więc jeśli chcesz polemizować z pomysłem Petru, to na innej płaszczyźnie, bo pomysł relokacji tych pieniędzy, wg mnie, nie jest najgorszym w zaistniałej sytuacji, ba nawet wpisuje się w sam zamysł programu 500+ bo wspomaga pośrednio dzieci, opiekę nad nimi i ich wykształcenie.

    3. No właśnie nie do końca wiem co proponuje pan Gwiazdowski, oprócz leku na całe zło (byle nie całe!). Jestem ciekaw jak on by postąpił w aktualnej sytuacji przejmując w tym momencie władzę, a nie mogąc od razu wprowadzić wszystkich swoich zmian, jak wg Ciebie zareagowałby doraźnie?