Stara dobra szkoła pozbawiania się suwerenności


Janusz Palikot przy każdej okazji przywołuje swoją unikalną doktrynę wojenną, polegającą z grubsza na tym, by zamiast wydawać pieniądze na obronność, wydać je na powiększenie potencjalnego łupu wojennego dla gości zza wschodniej granicy. Po co marnować kasę na czołgi, jak można zainwestować ją w benefity dla naszych potencjalnych okupantów. W końcu nie możemy militarnie równać się z Rosją.Szkoda tylko, że Rosja nie ma takiej samej doktryny wojennej, bo również nie miałaby wojska – w końcu nie może się równać potencjałem z USA. Mogłoby się wydawać, że idiotyczna myśl Palikota jest czymś nowym, przełomowym spojrzeniem na nasze bezpieczeństwo. Ale podobny tok myślenia dotknął naszych myślicieli politycznych już wcześniej, przypadkiem zbiegło to się z zaborami. Otóż w XVIII wieku rozpowszechnioną wśród magnaterii (szczególnie tej, która była na garnuszku obcych mocarstw) opinią było przekonanie, że tylko słabe i nieliczne wojsko uchroni I Rzeczpospolitą przed agresją z zewnątrz. Biorąc pod uwagę potęgę militarną ówczesnej Rosji i Prus, magnaci promowali zdanie, że skoro i tak nie dorównamy im siłą, to powinniśmy się rozbroić, gdyż dzięki temu żadne obce państwo nie będzie się czuło przez nas zagrożone i tym samym nie będzie miało powodu nas atakować. Natomiast w przypadku agresji, duch bojowy Polaków się obudzi i zmiecie z powierzchni ziemi wroga, więc nikomu nie będzie się opłacało budzić tego tygrysa. Ta śmiała koncepcja kosztowała nas 123 lata niewoli, zresztą poświadczoną urzędowo, przez tych samych magnatów.

Janusz Palikot nie wierzy w ducha bojowego, więc zastąpił go „czynnym oporem” jaki będzie zadawał dotkliwe ciosy okupantowi. Biorąc pod uwagę dotychczasowe osiągnięcia Palikota, czynny opór głównie będzie się prawdopodobnie objawiał ostentacyjnym paleniem skręta pomimo wyraźnych zakazów. A jak to nie poskutkuje, to zaleje Twittera nieprawomyślnymi komentarzami.