Ile ważą emocje


Nadejdzie taki moment, kiedy pomimo całej swojej determinacji, dobrych chęci i całego stosu książek/nagrań/filmów dających Ci potrzebną wiedzę, wszystko Ci się dokumentnie spierdoli. Taka praca. Generalnie biznes polega na próbowaniu, porażkach i ponownym próbowaniu, aż do sukcesu. I na sukcesie się nie kończy – walka toczy się dalej, inni cały czas próbują, przegrywają i szukają dalej, aż znajdą sposób, żeby pozbawić Cię rynku, ludzi i pieniędzy. Więc przed Tobą będą kolejne porażki.  Jednego dnia prowadzisz dobrze prosperującą firmę, drugiego walczysz o przetrwanie. I nie mówię tylko o własnym doświadczeniu. Najtrudniej jest ponosić porażkę za porażką i znaleźć siłę, żeby walczyć dalej. Najtrudniej, bo musisz wierzyć na przekór rozsądkowi. Nie masz żadnych twardych danych, żadnego konkretu, wiesz tylko czego nie robić, a nie oszukujmy się, to niewiele.

Dostatecznie długie pasmo porażek wyrzuci Cię z gry. Każdy o tym wie od początku funkcjonowania jako przedsiębiorca. Po Twoich planach i marzeniach zostanie kupa zgliszczy, niezapłacone rachunki i długi, które będziesz spłacać przez spory kawał swojego życia. Wstyd, poczucie porażki, stos pytań „co by było gdyby…” – to wszystko czeka Cię za ostatnim niepowodzeniem. I wiesz, że każda porażka zbliża Cię do tej chwili. Co więcej, każdy sukces nie tylko nie oddala tej wizji, ale podbija stawkę – firma się rozwija, potrzebujesz lepszej organizacji, większego zespołu, większych obrotów – rozwijająca się firma to zwiększająca się odpowiedzialność. Wreszcie, utrzymanie status quo, osiągnięcie homeostazy w działaniu firmy jest tylko bezczynnym czekaniem, aż ktoś zrobi to samo lepiej, taniej, szybciej i pozbawi Cię wszystkiego, co masz. Słowem, masz przejebane, niezależnie od scenariusza.

To oczywiste, że pomimo tych ponurych widoków, do działania popycha Cię entuzjazm, chęć zbudowania czegoś wielkiego, czy przeświadczenie, że to jest właśnie to, do czego zostałeś stworzony. Ale to paliwo się wyczerpuje, nieważne ile go będziesz miał na początku, nadejdzie moment, w którym będziesz miał zwyczajnie dość. Kiedy zaczyna się biznes, albo kiedy ciąg porażek skłania do szukania wyjścia z trudnej sytuacji, często sięgamy po mowy czy książki motywacyjne, biografie, coaching czy szkolenia. I szukamy tam rozwiązań, wiedzy. Liczymy na to, że ktoś z zewnątrz powie nam, co robić. Z rozczarowaniem dowiadujemy się, że w tych słowach nie ma niczego odkrywczego, żadnej tajemnej wiedzy, która uczyni z nas przedsiębiorców. I tak jest w istocie – nie ma tam niczego odkrywczego. Nie po to one powstały. One powstały po to, żebyś znalazł w sobie siłę, zapał, wkurw, jakkolwiek to nazwiesz, żeby próbować dalej, ponosić porażki, podnosić się, otrzepać, próbować dalej. Tylko tyle i aż tyle. To nie wykładowca, który przekazuje Ci wiedzę, schematy działania i mówi jak się powinno robić – to trener, który drze Ci się do ucha „ZAPIERDALAJ!!!” tak głośno, że rezonuje Ci to w głowie przez wiele godzin Twojej ciężkiej pracy. I wierz mi, niczego innego z zewnątrz nie potrzebujesz. Resztę masz w swojej głowie, w tym co wyczytasz w książkach i co wywnioskujesz z rozmów z innymi ludźmi.

Kto stracił pieniądze, ten nic nie stracił. Kto przegrał bitwę i stracił wojsko, ten mało stracił. Kto stracił wiarę, ten wszystko stracił.

Tutaj jest moje paliwo. Banalne, ale skuteczne.