A było kupować polskie


Zawsze staram się kupować polskie produkty, jeśli tylko mam okazję. I to nie tylko ze względu na cenę, czy jakość. Po prostu wiem, że renoma i marka istniejących produktów z Niemiec, Francji, Stanów, czy Korei została zbudowana nie na innowacyjności czy jakości, do której my nie bylibyśmy zdolni, ale na popycie wewnętrznym tych krajów, który pozwolił na wykształcenie marek. Na początku lat ’90 Hyundai był uznawany za największe badziewie, jakie ziemia zrodziła – słyszałem masę anegdot o karoserii wyginającej się, gdy ktoś się oparł o ten samochód. Każdy samochód po naszej stronie żelaznej kurtyny był lepszy od tej tandety. Po dwudziestu latach nikt już Polonezów nie pamięta, a Hyundai jest jedną z najbardziej rozpowszechnionych marek samochodów. Nie dlatego, że Koreańczycy mają lepszych inżynierów – ale dlatego, że mają lepszych konsumentów. Ostatnio musiałem kupić lodówkę, powiedziałem sobie, że nawet jeśliby była badziewna, kupię polską. Okazało się, że już nie ma polskich lodówek – zniknęły z rynku. I winę ponoszą za to nie producenci sprzętu AGD – winę ponosimy my wszyscy, bo nie ogarniamy prostej prawidłowości, że nasze produkty są źródłem naszego bogactwa. Zazdrościmy za to Niemcom ich pensji nie mogąc zrozumieć, że u źródeł ich dobrobytu leży niezmienne od pokoleń przedkładanie produktów niemieckich nad importowane.

Dzisiaj w natemat.pl pojawia się artykuł, gdzie autor ubolewa nad niskimi zarobkami w fabrykach. Bo ta sama praca w Niemczech jest wyceniana na 35 euro a w Polsce na 6. Szef Solidarności w (sic!) Electricite de France Polska mu wtóruje, że polscy pracownicy są dyskryminowani. Co w tym dziwnego? Czy z Polski wypływa tradycja marki, dział rozwoju, czy w Polsce wdrażane są innowacyjne rozwiązania opracowane przez polskich inżynierów w działach B+R? Nie. Więc co sprawia, że w ogóle tego typu fabryki powstają w Polsce? Czy nadzwyczajne kompetencje polskich pracowników? Wyjątkowo przyjazny system prawny? Niskie podatki? Infrastruktura? Nie, cena godziny pracy. Nic więcej. Dramatem Polski jest to, że biorąc pod uwagę, że to jedyny argument, w interesie żadnego ośrodka decyzyjnego, czy to rządowego, czy prywatnego nie jest zwiększanie pensji w Polsce. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że bez tego argumentu w Polsce nie będzie się produkowało zbyt wiele, dlaczego? Bo nie ma przemysłu, który pochodziłby stąd – i nie mówię o produkcji, powiedziałbym, że produkcja sama w sobie jest drugorzędna, co z tego, że produkujemy świetne samochody, skoro są to samochody niemieckie? Czy wzmacnia to naszą gospodarkę? Owszem, czasowo. Kiedy będziemy mieli ambicje więcej zarabiać, te fabryki wyjadą do innych krajów, w przeciągu kilku lat.

Ostatnio, na próbę skompletowałem sobie w supermarkecie koszyk z wyłącznie polskimi produktami. Wymiękłem przy papierze toaletowym – był słowacki, litewski, rosyjski i niemiecki, ale polskiego nie było. Przy okazji dowiedziałem się jak wiele marek na półkach nie jest z wiodących krajów zachodu, ale od naszych sąsiadów zza miedzy. 6 lat temu przeszukałem cały supermarket we Francji w poszukiwaniu produktów z Polski. Znalazłem. Jeden. Miód. I powtórzę – to nie jest wina producentów – to jest wina polskich konsumentów, którzy od 25 lat wybierają „lepsze, bo zachodnie”.