Narzędzie rozwoju firmy zwane kryzysem


Niedzielne popołudnie. Siedzę na balkonie z butelką burbonu i laptopem na kolanach.  Piszę procedury obsługi klientów.  Nasza firma nigdy nie potrzebowała procedur obsługi klientów, mieliśmy pracownicę, bardzo sprawną, asertywną i zorganizowaną. Miesiąc temu odeszła z zespołu z dnia na dzień. Co więcej, była jedynym Account Managerem oprócz mnie, także w budowaniu zespołu do obsługi klienta wróciłem do punktu wyjścia. Wprawdzie udało mi się zatrudnić kogoś na jej miejsce w przeciągu kilku dni, ale i tak potrzeba dwóch miesięcy, żeby przeszkolić nowego pracownika na tym stanowisku. Przynajmniej w taki sposób jak dotąd: „patrz i rób to co ja”.

Dlatego postanowiłem nigdy nie doprowadzić ponownie do takiej sytuacji. Mój sposób działania jest skuteczny, ale chaotyczny – robię tak jak uważam za stosowne, opierając się o moje wyczucie i doświadczenie. W ten sposób można skutecznie pracować, ale nie da się zbudować zespołu, który mnie zastąpi. A to chodzi w zarządzaniu, o budowanie zespołu, który Cię zastąpi, który będzie od Ciebie lepszy, przejmie pałeczkę i będzie się rozwijał dalej na fundamentach, które stworzyłeś. Nawet jeśli poszczególne osoby odejdą, zostanie system na którym oprą się kolejni. Nigdy nie pojąłbym tego tak dosadnie, gdyby nie odejście pracownicy, którą traktowałem jak kluczowy element zespołu.